Część z Was pamięta pewnie suknie sceniczne, które powstały do projektu Co-Opera. W grudniu ukazała się płyta, a ja miałem przyjemność porozmawiać o niej z Justyną Reczeniedi.
Piotr Bryja: Przed świętami ukazało się specjalne wydanie płyty projektu Co-Opera, które było możliwe dzięki datkom sponsorów i donatorów w ramach akcji crowdfundingu. Co Waszym zdaniem przekonało tak wiele osób, aby uwierzyć w Wasz projekt? Zebrano bowiem prawie 50 000 zł, co jest znaczną kwotą, jeżeli porównamy ją do innych projektów, zbierających fundusze w ramach akcji społecznościowej.
Justyna Reczeniedi: Nasz projekt – wydanie płyty Co-Opera z fanami – jest bodaj największym udanym projektem crowdfundingowym w Polsce w dziedzinie muzycznej. Możecie sobie wyobrazić naszą radość, gdy okazało się, że rozpętana przez nas akcja na wspieramkulture.pl już na dwa tygodnie przed zakończeniem zbiórki okazała się sukcesem?
Nadal cieszymy się niesamowicie, że tak wiele osób nam zaufało i tak jak my pokochało muzykę Marcina Nierubca do poezji Michała Zabłockiego. Chyba właśnie na tym polega siła tego projektu – doskonały materiał! Nie umniejszając oczywiście naszego wkładu – głosu Krystiana i mojego oraz naszych serc, które włożyliśmy w interpretację utworów.
A jak to się stało, że nam uwierzono? Pisaliśmy o akcji, mówiliśmy o niej wszem i wobec – także w mediach, zwracaliśmy się bezpośrednio do naszych fanów, znajomych, przyjaciół. Wiele osób odpowiadając na nasz apel udzieliło nam wsparcia bez zastanowienia. Byli także pokaźni sponsorzy – DACPOL z Warszawy, ALLCOM z Gdyni i wielu innych, również osoby prywatne, które ku naszemu zdumieniu zainwestowały w Co-Operę znaczne sumy. Tak staliśmy się jedną wielką co-operową rodziną.
Pomysł na nazwę Co-Opera zrodził się już w maju 2011 roku pod wpływem burzy mózgów twórców i współtwórców. Ale ściśle pomysłodawcą nazwy był Michał Zabłocki wspólnie ze mną. Wywiedliśmy ją ze słów „opera” i „kooperacja” (cooperazione).Skąd pomysł na nazwę projektu? Co-Opera sugerowałaby, że jest to swoistego rodzaju połączenie, wspólnota, czego?
Co-Opera to połączenie stylów i gatunków muzycznych, współdziałanie wielu twórców i artystów, konsolidacja muzyki klasycznej z rozrywkową. Można też powiedzieć, że jest to swego rodzaju przygoda na dwa głosy operowe i orkiestrę symfoniczną.
Każdy słuchacz pewnie zinterpretuje tekst i muzykę poszczególnych utworów na swój indywidualny sposób. Ja chciałbym Was jednak zapytać, co Wy, jako artyści, chcieliście przekazać tą płytą swoim słuchaczom?
Dla mnie główną ideą, kiedy wykonywałam Co-Operę na koncertach, była myśl o wszechogarniającej miłości. Podobnie jak stałam już przed mikrofonem, gdy nagrywaliśmy materiał do płyty. Chciałam w swej interpretacji, w barwie głosu, w charakterystyce wypowiadanych słów oddać ideę – nazwijmy to „trudnej” miłości, która jednak kończy się szczęśliwie :)
W odpowiedzi na to pytanie posłużę się zdaniem, które zastosowałam w swojej pracy doktorskiej, poświęconej Co-Operze:Czy była jakaś główna myśl, którą można byłoby nazwać głównym przesłaniem projektu, jego credo? Co Was inspirowało? Do kogo adresowana jest płyta?
„Projekt Co-Opera wiąże się z misją połączenia wykonawstwa operowego z prostotą przekazu myśli muzycznej, tak by śpiew klasyczny trafił do przeciętnego słuchacza, który w zetknięciu z tym zjawiskiem będzie miał możliwość podjęcia decyzji o dalszych poszukiwaniach w kierunku wokalnej muzyki klasycznej. Mimo nasilającej się pauperyzacji intelektualnej i kulturowej społeczeństwa, przyświeca nam, śpiewakom Co-Opery, wiara, że nowy projekt na tyle zaciekawi słuchacza, iż zechce on sięgnąć po kolejne nagrania, w tym bardziej ambitne i typowe dla wokalistyki operowej.”
A więc płyta Co-Opera adresowana jest do szerszego grona odbiorców, nie tylko dla osób pasjonujących się operą. Dla mnie główną inspiracją było działanie mistrzów wokalistyki, którzy na długo przed nami tworzyli podobne projekty. Mam tu na myśli naszego polskiego tenora Jana Kiepurę (np. jego przebój „Brunetki, blondynki”), Bognę Sokorską (która śpiewała muzykę filmową), Stanisława Gruszczyńskiego (interpretującego przedwojenne Tanga), a współcześnie – artystów, wykonujących utwory z pogranicza opery i popu takich jak: Andrea Bocelli, Sarah Brightman (wszyscy znamy „Time to say goodbye”), Montserrat Caballé (z hitem „Barcelona”, który wykonała z Freddie’m Mercurym na otwarciu Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku).
Utwory na płycie często mają formę swoistego dialogu między kobietą i mężczyzną? Skąd pomysł na tego typu konwencję?
Początkowo Marcin Nierubiec skomponował utwory na sopran. Ale aż się prosiło, by zabrzmiały one w dwugłosie; bez tego nie byłoby ani właściwego przekazu, ani „magii”, jaką wprowadza głos Krystiana. Pamiętam ten dzień, w którym do niego zadzwoniłam. Krystian już wtedy był gwiazdą, więc czułam się bardzo onieśmielona, chociaż znaliśmy się ze wspólnych kursów wokalnych, od których upłynęło jednak sporo czasu. Ku mojej radości piękny tenor od razu był na „tak”. Posłuchał utworów Marcina i był przekonany do projektu; w ogóle nie trzeba go było namawiać. Spotkaliśmy się w Warszawie po promocji mojej płyty w Empiku z Jerzym Zelnikiem. Poszliśmy do restauracji węgierskiej… Od razu był między nami artystyczny „feeling” i najlepsze przyjacielskie uczucia.
Zobacz galerię naszych sukien koncertowych i scenicznychProjekty mają to do siebie, że rzadko udają się w pojedynkę. Jak wyglądała droga od idei do realizacji? Jacy ludzie byli zaangażowani w projekt?
Trzonem projektu Co-Opera jest czterech artystów: kompozytor Marcin Nierubiec, poeta Michał Zabłocki, tenor Krystian Adam Krzeszowiak i sopran czyli ja. Od początku Co-Operze pomagał mój kochany mąż Gábor (i robi to nieustannie). Zaprosiliśmy do współpracy Orkiestrę im. K. Namysłowskiego w Zamościu pod dyrekcją maestro Tadeusza Wicherka. Zaszczytem dla nas było to, iż patronatem honorowym objęła płytę wybitna polska śpiewaczka Teresa Żylis-Gara. Aranżacji na orkiestrę dokonał Zbigniew Małkowicz (dlatego płyta brzmi tak pięknie symfonicznie, orkiestra jest ogromna); do tego mamy sekcję. Świetnie na fortepianie gra Milo Siemieński, na perkusji Szymon Linette. Nagrania materiału i masteringu dokonał Piotr Madziar. Nie można zapomnieć o wspaniałym projekcie graficznym Agaty Dębickiej. Przy powstawaniu płyty i zbiórce pomagało mnóstwo osób: z Zamościa – Rafał Pilewicz, z Lubartowa – Michał Filipowicz, z Gdyni – Pani Prezes Halina Skriabin, z Katowic – Adrian Nowak, z Poznania – Jagienka i Robert Stefanowicz Sara Studio, z Radości – rodzina Siemieńskich, z Warszawy – rodzina Jaworskich. Ale jednym z „ojców” Co-Opery był także Prezes MCC Mazurkas Conference Centre, Andrzej Bartkowski – to właśnie w MCC doszło do premiery naszego projektu, tam też nagraliśmy teledysk „Trudne tango” w reżyserii Macieja Michalskiego. Wystąpiłam wówczas w zapierających dech w piersiach sukniach z Atelier Kamy Ostaszewskiej!
Czy jest takie wydarzenie z okresu realizacji projektu, które zapisało się szczególnie mocno w Waszej pamięci?
Zawsze pozostanie w mojej pamięci akcja zbiórki pieniędzy na rzecz wydania płyty. To było ekscytujące, wzruszające… Nie spodziewaliśmy się aż takiego odzewu. Niezwykle na mnie działały reakcje osób, które wspierały projekt Co-Opery anonimowo, nie chcąc żadnej nagrody ani rozgłosu, po czym tłumaczyły: „wspieramy was, a płytę i tak kupimy w Empiku”.
Uwielbiam też wspominać nasze inicjatywy związane z sesjami zdjęciowymi, nagraniowymi oraz realizacją obydwu teledysków. Każde spotkanie twórców Co-Opery jest dla mnie szczególne. Niestety mieszkamy w odległych od siebie miejscach, w dodatku często będąc w rozjazdach, ale jak już się spotykamy, to możecie sobie wyobrazić co się dzieje, prawda…? :)))))
Na profilu Co-opery na facebooku dzieliliście się listami od osób, które miały przyjemność otrzymać płytę. Jaki obraz płyty wyłania się z tych listów. Jak odebrali ją słuchacze?
Listów i wyrazów uznania otrzymujemy bardzo wiele. Motywem, który się stale powtarza jest stwierdzenie: „nie mogę przestać słuchać”. Podobno ta płyta działa na słuchaczy jak narkotyk (w sumie na mnie też, chociaż znam tam niemal każdą nutę od bez mała trzech lat). Padają takie zdania: „Płyta jest naprawdę niesamowita i perfekcyjnie dopracowana w każdym calu przez cały Zespół Co-Opera” (Agnieszka Ś.), „Od razu przesłuchałam prawie całość. Widać rzeczywiście ogrom emocji i zaangażowania w to dzieło. Słucha się bardzo dobrze. Muzyka w takim stylu, jak lubię i piękna poezja. Gratulacje dla wszystkich twórców!” (Maria B.), „Wasza płyta wyzwoliła cały wachlarz, dawno nieużywanej i głęboko skrytej, mojej wewnętrznej emocjonalności” (Magdalena W.), „Nie mogę przestać słuchać… mam po każdym egzemplarzu w domu, samochodzie i pracy” (Karolina R.), „Ten krążek zachwyca od pierwszego do ostatniego utworu. aż kipi od energii i emocji” (Justyna S.), „Dawno nie miałem takiej płyty, przy której czekałem na każdy następny utwór, nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu” (Adrian N.).
Patrząc na płytę już z pewnej perspektywy. Czy jest coś, co teraz zrobilibyście inaczej? Jakie doświadczenie bierzecie ze sobą do kolejnych projektów?
Podczas rodzenia się (nie ukrywam, że w bólach) płyty Co-Opera były chwile trudne, także momenty zwątpienia… Jednakże ja osobiście niczego nie zrobiłabym inaczej. W przypadku Co-Opery nie wyobrażam sobie innej ekipy. Kocham ludzi, z którymi pracuję. Wspólnie przeszliśmy najgorsze, ale dokonaliśmy też dobrych wyborów i otoczyliśmy się wspaniałymi ludźmi. A to grono wciąż się poszerza! Doświadczenie moje dla innych projektów jest takie: trzeba stale dialogować, rozsądnie negocjować, budować i wybaczać.
Na koniec coś praktycznego, co zapewne najbardziej zainteresuje osoby, które Was jeszcze nie znają, a poznać by chciały. Wiem, że płyta, która została wydana w grudniu ma póki co zasięg ograniczony do donatorów. Kiedy planowana jest premiera płyty na półkach sklepowych i być może trasa koncertowa? A może przewidujecie dystrybucję online w serwisach typu itunes? Czy możecie zdradzić, jak potoczy się przyszłość projektu Co-Opera?
Nie możemy jeszcze zdradzić szczegółów. Rzeczywiście na razie płyta trafiła tylko do naszych Donatorów i Sponsorów. Naturalnie życzymy sobie, by projekt ujrzał światło na większą, również międzynarodową skalę. Trwają rozmowy z wytwórnią. Tworzy się nowy teledysk do utworu „Byłeś przejazdem” z udziałem Anny Popek w reżyserii Macieja Michalskiego. W perspektywie mamy też koncerty – w Warszawie, Poznaniu, Zamościu, Przemyślu, a najbliższy w Jeleniej Górze. A zatem zapraszamy bardzo serdecznie 31 stycznia 2014 roku do Filharmonii Dolnośląskiej!
Zobacz galerię naszych sukien koncertowych i scenicznychDziękuję za rozmowę. Teraz posłuchajmy i obejrzyjmy teledysk do utworu nr. 3 na płycie, czyli „Trudne Tango”.